Blog kontra gazeta {zmotywuj się do wyceniania reklam na blogu!}

 

Jeśli prowadzisz bloga/instagrama to z pewnością zdarzyło Ci się usłyszeć, któreś z tych stwierdzeń:

- proponujemy barter, bo nie mamy budżetu na nic więcej

- masz za małą liczbę wyświetleń pojedynczego wpisu więc zaproponowana kwota będzie niska

- wpis na blogu/instagramie nie przekłada się na zwiększenie sprzedaży więc proponujemy barter

Znasz to?

Bardzo często się zdarza, że te argumenty podaje marka (agencja, obsługująca markę), którą często widzicie w reklamach TV czy w kolorowych magazynach. Blogi/Instagramy traktowane są trochę po macoszemu - niesłusznie. Pod wieloma względami blogi mają przewagę nad gazetami. Wspominałam już o tym we wpisie - → Reklama na blogu czy w gazecie? {3 aspekty, w których blog wygrywa} . I tak naprawdę każdy argument podany wyżej można obalić. 


Nie mamy budżetu na nic więcej niż barter


Pomyślcie, czy ktoś proponuje kolorowemu magazynowi barter w zamian za umieszczenie reklamy? Nie sądzę!

To chyba logiczne, że jeśli nie stać mnie na reklamę to jej nie wykupuję, prawda?

Niestety często wtedy uderza się do blogerów - nierzadko proponując barter z listą wymagań i jeszcze najlepiej udostępnieniem zdjęć do celów reklamowych... 

Spójrz na to pod innym kątem: 

Wykupując reklamę z gazecie marka musi dostarczyć zdjęcia (które sama musi zrobić) lub/i zlecić napisanie artykułu sponsorowanego (jeśli na taką opcję się zdecyduje). Tak naprawdę magazyn tylko publikuje dostarczone materiały i za to bez krępacji kasuje pieniądze. Ba, przecież magazyn i od Ciebie bierze pieniądze, i to często niemałe - w końcu w kiosku nikt gazety za darmo Ci nie wyda...

Z kolei ta sama marka zaproponuje Tobie, jako blogerce barter. A ty:

- musisz poświęcić czas na zrobienie zdjęć,

- musisz mieć sprzęt, by te zdjęcia mieć czym zrobić,

- musisz poświęcić czas na napisanie wpisu/recenzji/testu,

- publikujesz treści całkowicie za darmo, więc każdy kto ma ochotę, może wejść i przeczytać wybrany wpis,

- twój tekst jest w sieci o wiele dłużej niż magazyn w rękach czytelnika,

- dodajmy do tego namacalne koszty np. opłata za domenę czy zakup nowego motywu na bloga...

a na koniec krępujesz się wycenić swoją pracę!

Tak, to praca! To Twój czas, twoje umiejętności, twoja zaangażowanie. Nie bój się tego wycenić.

PS. Jeśli masz ochotę na nowy motyw na Bloggera to łap -15% zniżki na dowolny szablon z karografia.pl - kod rabatowy: PSKAROLINA


Masz za małą liczbę wyświetleń pojedynczego wpisu więc zaproponowana kwota będzie niska lub żadna (czyt. barter)


Pomyśl - czy ktoś zapyta wydawce magazynu ilu czytelników zatrzymało się danej stronie i jak dużo czasu jej poświęcili? Absurd, prawda?
 
Bloger jednak ma wgląd w statystyki więc jest to mierzalne. To jednak powinno być jedynie wyznacznikiem na podbicie kosztu wpisu reklamowego, a nie jego obniżenie.

Niezależnie od ilości wyświetleń Twój nakład pracy się nie zmienia. 

Im więcej odsłon konkretnego wpisu tym lepiej. Dodatkowo w większości przypadków zdjęcie tytułowe wpisu prezentuje reklamowany produkt, a to zdjęcie pojawia się też jako miniatura  na Stronie Głównej, w Blogrollach czy jako wyróżniony wpis w pasku bocznym. Wszystko to sprawia, że nawet jeśli czytelnik nie zajrzy w ten konkretny wpis, to i tak chociaż zaznajomi się z produktem. 

Czyż tak nie postrzegamy reklam w gazecie? Jestem ciekawa na ilu reklamach zatrzymacie swoje oko przeglądając kolorowy magazyn? :)

Kupiłam wczoraj Elle z dodatkiem, pianką RITUALS - cena z gazetą bardzo atrakcyjna, a pianka jest po prostu cudowna! Ale wracając do meritum - wiele osób kupiło tę gazetę tylko dla dodatku. Ja sama zajrzałam może na jeden artykuł, i gdyby nie to, że z ciekawości chciałam policzyć liczbę stron reklamowych, to magazyn od razu poszedłby do kosza. Mimo wszystko wiele marek zainwestowało pieniądze, by pojawić się na łamach gazety. Ile osób postąpi podobnie i nawet nie zerknie na reklamę? Podejrzewam, że mnóstwo. 

W całym magazynie jest aż 46 reklam pełnostronicowych (tych mniejszych nie liczyłam) + artykuły sponsorowane i lokowanie produktów (których też nie dodałam do wyniku). Mimo, że przeglądałam każdą reklamę (by ją zliczyć), zapamiętałam jedynie dwie. I to tylko dlatego, że widziałam je już wcześniej i kojarzyłam z marką. I to wiąże się z kolejnym punktem...

 

Wpis na blogu/instagramie nie przekłada się na zwiększenie sprzedaży więc na razie proponujemy barter


I znów wracamy do mierzalności wyników. Jeśli na blogu zrobisz odesłanie do sklepu internetowego czy udostępnisz link afiliacyjny, bez problemu można sprawdzić jaki procent zakupów był inspirowany Twoim wpisem. Ale czy tylko to się liczy?

Zapominamy, że celem PR jest nie tylko sprzedaż (w tym momencie), ale też zwiększanie rozpoznawalności marki. 

Ile razy miałaś tak, że widziałaś jakiś produkt u blogerki nr 1, później zobaczyłaś na instagramie, u kolejnej blogerki itd... A po zobaczeniu produktu po raz dziesiąty pomyślałaś "chcę to mieć". 

Czy to nie efekt tych 10 elementów? Teoretycznie jednak wynagrodzenie powinna dostać ostatnia osoba - o ile kliknęłaś w link na jej blogu. Bo jeśli udałaś się stacjonarnie do sklepu, to żadna z tych osób nie zarobiła nic, choć zapewniła marce reklamę.

Znam naprawdę niewiele osób, które po przeczytaniu jednego wpisu, czy zobaczeniu jednej reklamy są w stanie rzucić się do sklepu. Sama też tak nie robię. Wiele osób lubi najpierw przeczytać recenzję (czasem nie jedną),  potrzebuje chwili do zastanowienia i zapoznania się z produktem itd... Gdyby nie te 10 kolejnych postów, które zobaczyły wcześniej, to pewnie w ogóle nie zdecydowałyby się na zakup lub nie wiedziały o istnieniu danej nowości.

Kolorowe magazyny biorą pieniądze za reklamę w zamian za zwiększanie świadomości o istnieniu danego produktu. Ty też więc się nie krępuj wyceniać miejsca na swoim blogu! 

 

Nie bój się wyceniać!


I nie, ten wpis nie jest przeciwko barterowi. Są sytuacje kiedy on jest korzystny dla obu stron. Nie dajcie się jednak zbywać. Ceńcie swój czas, umiejętności i wartość jaką Wy dajecie reklamowanej marce. 

Nie krępujcie się też reklamować produktów na swoich blogach czy instagramach. Fakt, są osoby, które ostentacyjnie potrafią przestać obserwować bloga/instagrama dodając, że "jesteś słupem reklamowym". Nierzadko ta sama osoba idzie później po kolorowy magazyn, wypchany po brzegi reklamami i jeszcze za to zapłaci. Jeśli ktoś nie chce docenić darmowych treści, to nie ważne co zrobisz lub czego nie zrobisz, nie będzie ich cenił. Ważne jednak byś Ty ceniła siebie!


Komentarze