Dlaczego na blogu nie analizuję składu kosmetyków (i dlaczego warto podchodzić do takich analiz z dystansem)

Analizy składów kosmetyków zrobiły się ostatnio bardzo modne, i mam wrażenie, że na co drugim blogu stały się punktem obowiązkowym, co szczerze mówiąc bardziej mnie martwi niż cieszy. Dlaczego? I dlaczego ja sama takich analiz na blogu nie planuję? Zapraszam na wpis :)


Ten temat chodził za mną już dłuższy czas i ciągle wahałam się czy w ogóle go publikować. Być może jest trochę kontrowersyjny, ale wcale nie mam zamiaru wywoływać nim burzy, a jedynie pokazać moje stanowisko w tej sprawie.


Cieszy mnie, że coraz więcej osób dokonuje świadomych wyborów, zamiast sięgać po pierwszy lepszy (najtańszy?) kosmetyk z półki. Być może w właśnie z takiej potrzeby powstają wpisy analizujące składy. Obawiam się jednak, że to poszło troszkę za daleko. Odnoszę wrażenie, że co niektórzy popadają w drugą skrajność i np. demonizują niektóre składniki, czasem nie mając o nich za dużego pojęcia lub powielając zasłyszane i niesprawdzone informacje, jednocześnie wychwalając pod niebiosa inne. Nierzadko bywa też tak, że za analizy biorą się osoby, które jedynie liznęły pobieżnie temat, lub wyczuły, że takie wpisy są bardziej klikalne. Niestety, przez to coraz trudniej przebić się do informacji naprawdę wartościowych.


Dlaczego ja nie analizuję składów kosmetyków?


Po pierwsze nie czuje się kompetentna. Nie mam takiej wiedzy, nie skończyłam żadnej szkoły w tym kierunku i nie śledzę artykułów naukowych. Oczywiście można czerpać wiedzę z internetu, ale dla mnie nie zawsze jest to wiarygodne źródło. Nie raz się zdarza, że ktoś palnie totalne głupstwo, które później jest kopiowane na kolejnych stronach. W gąszczu takich niesprawdzonych informacji czasem ciężko się dokopać do rzetelnych źródeł (w końcu to co pojawia się w pierwszych wynikach wyszukiwania wcale nie musi być wiarygodne, ot jest lepiej napisane pod SEO lub bardziej klikalne). A ja nie chcę podawać dalej informacji, które nijak mają się do rzeczywistości (choć podejrzewam, że nieświadomie czasem mi się to zdarza - któż jest doskonały;). Niestety ktoś kiedyś powiedział, że bloger powinien być ekspertem... i teraz mamy wysyp "ekspertów".

Druga rzecz, to co kiedyś było uznawane za bezpieczne później zostało przebadane i uznane za niebezpieczne, ale i na odwrót. Zresztą, i w tym samym czasie potrafią pojawiać się wyniki badań, które wzajemnie sobie zaprzeczają (czyżby to zależało od tego, kto je zleca?). Warto podchodzić do tego z rozsądkiem i wyciągać własne wnioski.

Po trzecie - analiza składu to nie samo wyliczenie, co się w danym kosmetyku znalazło i napisanie za co odpowiedzialny jest poszczególny składnik. Oczywiście można to zrobić i to całkiem łatwo - wystarczy wziąć w rękę "Przewodnik po substancjach czynnych i pomocniczych" i przy każdym składniku zrobić kopiuj-wklej.  Często jest jednak tak, że jeden składnik uzupełnia drugi, lub podbija jego działanie, inne nie powinny być łączone ze sobą. Zdarza się też, że dany składnik może mieć inne działanie w zależności od stężenia (np. mocznik, kwasy). Do tego trzeba mieć troszkę większej wiedzy niż sama znajomość pojedynczego składnika.

Po czwarte - daleka jestem od demonizowania i wychwalania niektórych składników.  To, że coś może alergizować jeszcze nie jest dla mnie powodem do całkowitej rezygnacji. Poza tym często jako alternatywę przestawiane są składniki naturalne - jakby one niby nigdy nie uczulały (?). A uczulają - nawet zwykły rumianek jest w stanie wywołać silną reakcję alergiczną! Silikony, parafina, alkohol, parabeny - i one często są wymieniane w złym świetle i zachęca się nas do całkowitej rezygnacji. A ja używam kosmetyki z parafiną (np. kremy do rąk), z alkoholem (np. wcierki do włosów), wolę parabeny (swoją drogą jedne z najlepiej przebadanych konserwantów) niż mniej znane zamienniki i uwielbiam odżywki do włosów z silikonami. Wszystko jednak jak widać zależy od kosmetyku, jego przeznaczenia i reakcji mojej skóry.

Po piąte, nigdy nie wiesz czy działanie (pożądane czy nie) to zasługa tego jednego konkretnego składnika. Być może krem nie zapycha Cię dlatego, że w składzie jest parafina, a winowajcą jest coś całkiem innego. Być może reakcja alergiczna wcale nie jest spowodowana obecnością parabenów, a któregoś z naturalnych składników? Czasem nie warto za szybko wydawać takich wyroków.


Czy więc nie warto analizować składów kosmetyków? 


Warto, ale z rozsądkiem. Warto obserwować reakcję swojej skóry i na tej podstawie wyciągać wnioski. Daleka jestem od wydawania jednoznacznego werdyktu na produkt, który u mnie się nie sprawdził - zapchał czy uczulił. Mogę jedynie napisać jak zareagowała MOJA skóra. Ale to, że u mnie coś się sprawdziło, nie oznacza, że u Ciebie będzie identycznie. Mi np. wybitnie nie służy olej rycynowy i arganowy, a do tej pory trafiają do mnie wiadomości od osób piszących, że to niemożliwe, przecież to MUSI zadziałać. Otóż nie musi. Jednemu pomoże, drugiemu zaszkodzi. Wystarczy wziąć pod uwagę chociażby dobór oleju do olejowania włosów. Tyle się mówi o zaletach, ale to u posiadaczki włosów niskoporowatych konkretny olej może sprawić, że włosy odżyją, a ten sam na włosach wysokoporowatych wyrządzi szkody. Ja wiem, że moim wybitnie służy olej kokosowy, ale w składach kosmetyków będę omijać olej arganowy...

Tak więc u mnie analiz składu nie będzie. Oczywiście w miarę możliwości do opisu kosmetyku dołączam INCI, ale nie mam zamiaru podejmować się jego interpretacji. Nie przeczę, są też składniki których JA staram się unikać jak ognia, ale nawet jeśli o nich napiszę, to jako moje prywatne spostrzeżenia oparte na moich własnych doświadczeniach lub obawach.


Czy nie czytam żadnych blogów analizujących składy?


Czytam, ale jest ich naprawdę niewiele - uwielbiam wręcz wpisy Kosmeologiki - na żadnym innym blogu nie spotkałam się z tak dogłębnymi i świetnie opisanymi analizami, zaglądam też do Alchemicznie-Kosmetycznie. Jednak gdy widzę wpis na  świeżo założonym blogu, prowadzonym przez nastolatkę, z pobieżną analizą składu, to podchodzę do tego z bardzo dużą rezerwą. I szczerze powiem, wg mnie w takim przypadku lepiej by było, gdyby jednak poprzestać na samym umieszczeniu INCI... Poza tym tęskno mi trochę do blogów pisanych totalnie na luzie, bez tego pędu do bycia ekspertem i perfekcjonistą...


Krótko podsumowując, to świetnie, że świadomość konsumentów się podnosi, warto jednak podchodzić do wszystkiego z rozsądkiem, najlepiej porównując przynajmniej dwa źródła. Niestety nie zawsze to, co pojawia się nam w pierwszych wynikach wyszukiwania musi być źródłem wiarygodnym...

Oczywiście to moje osobiste zdanie, ale jestem bardzo ciekawa jak Ty podchodzisz do analiz składów kosmetycznych, na co zwracasz uwagę, a co przyjmujesz z dystansem? No i oczywiście - jakie blogi wzbudzają twoje zaufanie i na jakie chętnie zaglądasz?

____
Basia ostatnio napisała, że "nawet najbardziej kontrowersyjne tematy poruszam w sposób bardzo wyważony"... Mam nadzieję, że coś w tym jest ;)

Komentarze