Garnier 6.41 Złoty Bursztyn - oj nie!
Wiesz, że najwięcej czytelniczek trafia do mnie na posty poświęcone farbom do włosów? W sumie, wcale się nie dziwię. Sama zanim zdecyduję się na konkretną farbę lubię pobuszować po innych blogach i zobaczyć efekty. Nie lubię dużych niespodzianek, a z farbami różnie bywa. Dzisiaj chciałam Ci pokazać efekt jednego farbowania. Niedawno pokazywałam na instagramie (zapraszam do obserwacji) mój nowy, ciemny kolor włosów. Mało kto jednak wie, że zanim na mojej głowie zagościł brąz, przez jeden dzień włosy były pokryte całkiem innym kolorem. Chodzi o farbę Garnier 6.41 Złoty Bursztyn. Dlaczego zdecydowałam się ją zakryć?
Planując zmianę koloru włosów wahałam się między różnymi farbami i kolorami. W końcu przypomniało mi się, że tym Garnierem dobrych parę lat temu robiłam pasemka i efekt był świetny - na włosach uzyskałam kolor soczystego, żywego brązu. Długo się nie zastanawiając, farba w odcieniu Złoty Bursztyn 6.41 trafiła do mojego koszyka. Oczywiście brałam pod uwagę, że połysk może wyjść dość rudy, w końcu to kolekcja magnetycznych miedzi, a moje rozjaśniane włosy z pewnością ten ton złapią najlepiej. Tego, co jednak wyszło na mojej głowie, się nie spodziewałam.
Nie będę się rozpisywać na temat samego opakowania, zapachu czy zawartości opakowania, bo właściwie wszystko standardowe - mleczko utleniające, krem koloryzujący, odżywka, rękawiczki i instrukcja. Zapach średni, ale da się wytrzymać, a sama farba łatwo i bezproblemowo daję się rozprowadzić po włosach. Poniżej możesz zobaczyć efekty jakie powinno się uzyskać na poszczególnych odcieniach włosów.
O ile dobrze kojarzę, trzymałam farbę ok. 35-40 minut - w każdym razie maksymalny czas przewidziany w ulotce. Zazwyczaj z Garniera byłam zadowolona, choć to już drugi raz, kiedy efekt nie do końca mi się podoba (zobacz post: Farbowanie Garnierem - mahoń ). Może jednak warto rozejrzeć się inną firmą? Ale pewnie już zaczynasz się zastanawiać co poszło nie tak?
Jeśli chodzi o samą kondycję po farbowaniu to nie było źle. Wcześniej miałam sporo rozjaśnianych pasemek, więc nie ma co liczyć, że kondycja ulegnie poprawie (zapomniałam zrobić zdjęcia przed, ale możecie zobaczyć jak wyglądałam na gdyńskim spotkaniu blogerek). Mimo wszystko za każdym razem dochodzę do wniosku, że odżywki dołączone do tych farb są rewelacyjne - włosy są błyszczące, łuski zamknięte. Co mi się więc nie spodobało?
A no kolor! Liczyłam na piękny brąz z opakowania, a kolor wyszedł... nijaki. Co ciekawe, próbując zrobić dobre zdjęcie, okazało się, że na fotografiach prezentuje się całkiem ok. Na żywo nie było tak słodko. Sama zobacz.
Jeszcze na pierwszych dwóch zdjęciach prezentuje się nieźle, ale chyba
ostatnie najlepiej oddaje stan faktyczny. Włosy przybrały kolor
wypłowiałego rudego - w rzeczywistości jeszcze bardziej. W słońcu wyglądały tragicznie - taki blond z rudym połyskiem, jakby włosy w ogóle się nie przyciemniły. Nie wiem dlaczego, mam jakiś sentyment do Garnierów (być może nieuzasadniony), ale nie potrafię się na nie długo gniewać - podejrzewam, że na ciemnych włosach efekt byłby rewelacyjny, choć nie gwarantuję. Mimo wszystko do zakrycia tego koloru kupiłam farbę, której w ogóle nie brałam pod uwagę. Jaką? Zdradzę niedługo!
Farba: Garnier, Color Naturals, Złoty Bursztyn 6.41
Cena: ok. 10-13 złDostępna: prawie każda drogeria
A Ty, jakiej farby najchętniej używasz? A może wolisz hennę?
Komentarze
Prześlij komentarz
Jestem wdzięczna za każdy pozostawiony komentarz - to niezwykle motywuje do dalszego pisania!